poniedziałek, 30 marca 2009

szajs z księgarskiej półki

czytam taki książkowy szajs, brnę w niego z obowiązku niejako, bo krew się we mnie burzy skuli treści jakie przemyca - w postaci ogólnie rzecz biorąc nienawiści do inności, z trzecią płcią na czele
autor, określany mianem "kultowy", co jest oczywistym nadużyciem, do tego stopnia demonizuje środowisko gej-les, że jawi się ono jako żądna władzy banda terrorystów, nie cofająca się nawet przed pospolitym zabójstwem w imię bliżej nie sprecyzowanych tzw. wartości

jeśli jednak do tego dorzucić wyjątkowo niechlujne tłomaczenie (jakoś tak mam, że odruchowo wyobrażam sobie oryginał, kiedy coś mię zazgrzyta), redakcję wołającą o pomstę do nieba (żeby to tylko o literówki chodziło...) i wydawnictwo, zorientowane skrajnie nacjonalistycznie i fundamentalistycznie, to wszystko jest jasne: obecność tego gniota na rynku księgarskim to erupcja homofobii, charakterystycznej dla tak skrajnych nacjonalistów, że od zwykłego faszyzmu dzieli ich bardzo cienka granica
którą i tak zdarza im się przekraczać

nie, nie jestem za powrotem cenzury, za ciężką cholerę nie jestem - dziwię się tylko dystrybutorom, którzy bezkrytycznie rozpowszechniają każdy szajs, o ile tylko jest odpowiednio posmarowany (czyli - eufemistycznie mówiąc - ma "odpowiednią" promocję)
nie dziwota, że brakuje jakoś miejsca dla naprawdę korzystnych książek, szczególnie dla małolatów - takich, które osadzone są w znanych im realiach i które uczą i dystansu do siebie i opartego li tylko i wyłącznie na emocjach reagowaniu na takie czy inne zjawisko, a z drugiej strony tolerancji na różne formy inności

z wyłączeniem ewidentnej głupoty oczywiście

środa, 25 marca 2009

home...

Home, home again
I like to be here when I can
When I come home cold and tired
It's good to warm my bones beside the fire...
tylko gdzie jest ten dom? w mieście, którego już nie ma przy ulicy wielkiego malarza już na pewno nie, tym bardziej nie w mieście najdłuższego pobytu przy ulicy prowadzącej w kraj moich przodków i dzieci, bez najmniejszej wątpliwości też nie w najważniejszym formalnie mieście przy ulicy kojarzącej się z jednej strony ze wspinaczką a z drugiej z konnicą, również zdecydowanie nie w mieście czasowego azylu przy ulicy malarza, fotografika, dramaturga i pisarza w jednym i za najcięższą cholerę nie przy ulicy międzywojennego wolnościowego działacza i profesora chemii

więc... gdzie jest ten dom?
czyżbym - parafrazując tytuł kultowej piosenki pokolenia dzieci-kwiatów - był horse with no home?